W 15. kolejce PlusLigi PGE Skra zmierzy się w hali Energia z Cerrad Czarnymi
Radom (sobota, godz. 14.45). W pierwszej rundzie bełchatowianie przegrali tam 1:3. Beniaminek zajmuje piąte miejsce w tabeli. Jego liderami są byli zawodnicy PGE Skry Bartłomiej Neroj i Wytze Kooistra. Ostatnie bilety będą w sprzedaży kupować dwie godziny przed meczem.
Jarosław Bińczyk: W pierwszej rundzie byliście negatywnymi bohaterami sensacji, jaką była porażka z Czarnymi w Radomiu. Przyszedł czas na rewanż.
Mariusz Wlazły: Ja bym tego nie rozpatrywał w kategoriach sensacji. Tam wszystkim się źle gra. Hala jest nietypowa i panuje w niej specyficzna atmosfera. A w spotkaniu z nami Czarni wygrali zasłużenie.
Chodzi o to, że hala jest mała i ciemna?
- Nie, kibice robią tam niesamowity kocioł, świetnie wspierając drużynę. Ci ludzie zasługują na szacunek, bo ich doping naprawdę czuje się na boisku. Zresztą już na pomeczowej konferencji prasowej mówiłem, że w Radomiu nie tylko my doznamy porażki. Już po nas przegrał w Radomiu Jastrzębski Węgiel.
Ale dziś PGE Skra gra dużo lepiej niż na początku sezonu. Pokonanie Czarnych nie powinno więc być problemem.
- To nie tak. Czarni bardzo dobrze grają od dłuższego czasu, a zwycięstwo z nami nie było tylko pojedynczym wyskokiem. W spotkaniu z nimi trzeba być skoncentrowanym, bo Robert Prygiel [trener Czarnych - przyp. red.] stworzył ekipę, która świetnie się uzupełnia.
Strata punktów w sobotę byłaby jednak sensacją, bo w PlusLidze wygraliście siedem kolejnych spotkań, a ostatniego seta przegraliście 23 listopada z Jastrzębskim Węglem. Komentatorzy ostatniego meczu w Olsztynie podkreślali, że gra w siatkówkę was bawi w takim pozytywnym znaczeniu, co nie wróży dobrze rywalom.
- Tego brakowało nam w poprzednim sezonie. Nie było takiej iskry, która napędzała zespół. Teraz świetnie się uzupełniamy i napędzamy. Oczywiście jest to łatwiejsze, gdy się wygrywa. Ale nawet gdy nam nie szło, pokazywaliśmy charakter. Gdy zostaliśmy pokonani przez Czarnych i Zaksę, staraliśmy się wyciągnąć wnioski z tych porażek. Bardzo ciężko pracujemy na treningach i staramy się to wszystko pokazać później w meczach. I coraz lepiej nam się to udaje. Po drodze może coś nie wyjść, ale kto nie próbuje, nie wygrywa.
Muszę zapytać o ocenę najważniejszego wydarzenia ostatnich dni, jakim był występ Aleksy Brdjovicia w podstawowym składzie. Byłem pod wrażeniem tego, jak drużyna go wspierała, nawet kiedy się mylił.
- Bez naszego wsparcia z pewnością grałoby mu się ciężej. Aleksa jest bardzo fajnym człowiekiem, a przy naszym niewielkim wsparciu spokojnie sobie radzi. Bo to nie jest tak, że on nie potrafi rozgrywać. Z jego warunkami fizycznymi [204 cm wzrostu - przyp. red.] i mentalnością ma szansę zrobić naprawdę wielką karierę. W naszej drużynie na pewno nie jest, przepraszam za wyrażenie, zapchajdziurą. Błędy popełnia każdy. W czasie meczu nie zawsze się spotykamy, ale on nie boi się powtórzyć akcji, jeśli mu nie wyjdzie. Nawet trudnej. On ma naprawdę wielki talent.