Bełchatowscy siatkarze są o krok od awansu do czwartej rundy
Pucharu CEV. W pierwszym spotkaniu pokonali wicelidera Bundesligi 3:0 i do szczęścia brakuje im wygrania w hali Energia dwóch setów. Przypomnijmy, że według obowiązujących od tego sezonu przepisów najważniejsze są punkty za
wynik, czyli za wygraną 3:0 i 3:1 - trzy, zaś 3:2 - dwa. Dopiero gdy ich liczba jest równa, rozgrywany jest złoty set.
W niemieckim klubie nie złożyli jednak broni. - Jeśli wszyscy zagramy na najwyższym poziomie, jesteśmy w stanie doprowadzić do złotego seta - mówi Simon Hirsch, atakujący Generali. Młody reprezentant Niemiec dodaje także, że nie może doczekać się występu w Polsce, która jest według niego "siatkarskim rajem".
W klubie z
Bawarii wciąż rozpamiętują pierwsze spotkanie, a konkretnie kilka niekorzystnych decyzji sędziów. - W piątek złość już minęła, ale przegrana jest też gdzieś z tyłu głowy - mówi na oficjalnej stronie internetowej trener Mihai Paduretu. - Graliśmy świetnie, ale nie ma z tego żadnego efektu. Przy innym wyniku mielibyśmy znacznie lepszą pozycję wyjściową w rewanżu - kończy.
Chodzi o sytuacje z końcówek pierwszego i drugiego seta, które PGE Skra wygrała 29:27 i 31:29. Gospodarze mieli pretensje do sędziów, którzy - ich zdaniem - podjęli decyzje na korzyść bełchatowian. - My też byliśmy mocno zdenerwowani, kiedy
Mariusz Wlazły zaserwował w boisko, a sędziowie pokazali aut. Miguel Falasca bez ostrzeżenia został ukarany czerwoną kartką, przez co straciliśmy od razu dwa punkty - przypomina Zatorski.
Libero PGE Skry nie chce wracać do porażki z Resovią w PlusLidze. - Nikt nie robi z tego tragedii. Mam nadzieję, że jeszcze się zrewanżujemy. Wyciągnęliśmy wnioski, bo przed nami kolejne cele - podkreśla. Najbliższy to ćwierćfinał Pucharu CEV, gdzie na bełchatowski zespół czeka jedna z czterech drużyn z Ligi Mistrzów. To doskonale znany PGE Skrze VfB Friedrichshafen, który wyprzedza w tabeli ligowej właśnie Generali. W niedzielę ma dojść do meczu na szczycie Bundesligi.
W porównaniu ze spotkaniem z ubiegłego tygodnia sytuacja kadrowa PGE Skry się nie zmieniła. Jak już informowaliśmy, treningi wznowił już Nicolas Uriarte, lecz trudno przypuszczać, by już w czwartek pojawił się na boisku. Bardziej prawdopodobny jest jego występ w niedzielę przeciwko Zaksie Kędzierzyn-Koźle. Wyleczył się już Samuel Tuia, narzekający na
przeziębienie. Trener Falasca ma z kogo wybierać, a jedynym niezastąpionym graczem jest Wlazły.
Z pewnością zawodnicy Generali zaryzykują zagrywką, bo nie mają nic do stracenia. Już u siebie sprawiali bełchatowianom sporo problemów, zwłaszcza doświadczony Sebastian Schwarz. To jego serwy sprawiały najwięcej problemów. - Nasz przeciwnik ma mocnych skrzydłowych i środkowych. To jego największe atuty - uważa Zatorski. - Taki Marcus Böhme [środkowy - przyp. red.] ma 211 cm wzrostu i zastawia pół siatki - podkreśla.
Początek meczu o godz. 18, a transmisję przeprowadzi Polsat Sport.