To już druga edycja, kiedy zdobycie pucharu oprócz splendoru i nagrody finansowej od sponsora - Enei - nie daje przepustki do Ligi Mistrzów. Tak zdecydowała europejska federacja, choć największe krajowe federacje nie były zadowolone. Mimo to rozgrywki w Polsce nie straciły na prestiżu. W przeciwieństwie choćby do piłki nożnej najsilniejsze zespoły nie odpuściły, bo to dla nich pierwsza poważna okazja do konfrontacji.
W PGE Skrze nie kryli, że celem drużyny jest zdobycie trofeum po raz siódmy w historii. Gdyby tak się stało, klub z Bełchatowa zrównałby się z tabeli wszech czasów z AZS Olsztyn, mającym na koncie siedem triumfów. Ale droga do tego jest daleka i trudna. Pierwszy przeciwnik teoretycznie był słabszy, ale ostrzeżeniem powinny być kłopoty w PlusLidze. Effector to jeden z niewielu zespołów, który pokonali podopiecznych Miguela Falaski. Co prawda bełchatowianie zagrali w rezerwowym składzie, lecz rywale potrafili to wykorzystać.
PGE Skra i Effector kończyły ćwierćfinały w zielonogórskiej hali. W trzech wcześniejszych spotkaniach walki było jak na lekarstwo, a faworyci stracili tylko seta. Imponująco zaprezentowała się Zaksa Kędzierzyn-Koźle, rozbijając Indykpol AZS Olsztyn. Trener Falasca jak można było się spodziewać zostawił w rezerwie Stephane Antigę, oszczędzając jego siły na półfinał.
Bełchatowianie zaczęli mecz asekuracyjnie, jakby starali się wygrać tracąc jak najmniej energii. Szczególnie było to widać w zagrywkach, pozbawianych zwyczajnej mocy. Zamiast tego starali się posyłać piłki precyzyjne. Dzięki takim serwom Facunda Conte w pierwszym secie odskoczyli na pięć punktów (16:11). Kłopoty w ataku ze środka i prawego skrzydła sprawiły, że przewaga spadła do dwóch punktów. Zawodnicy Effectora nie byli jednak w stanie utrzymać wysokiego poziomu i w decydujących akcjach popełnili proste błędy.
Jeszcze trudniej było w drugiej partii. Kielczanie grali lepiej, zwłaszcza w ataku i zagrywce. W PGE Skrze nie było bloku, a Conte i Samuel Tuia mylili się w przyjęciu. Tego pierwszego być może stremował przylot do Polski ojca, słynnego przed laty siatkarza Hugo Conte i selekcjonera reprezentacji Argentyny Julio Velasco. Effector prowadził 13:9, a później 17:15.
Wtedy jednak Falasca wpuścił na boisko swojego jokera Jędrzeja Maćkowiaka. Po jego serwach zespół z Bełchatowa wyszedł na prowadzenie 22:18, a marzenia rywali rozwiał Mariusz Wlazły, kończąc grę dwoma asami.
Dopiero w trzecim secie widzieliśmy już bełchatowian w najlepszym wydaniu. Mocne serwy pozwalały ustawiać skuteczny blok, a w ataku rozwinęli się środkowi (zwłaszcza Karol Kłos) i Wlazły. Nicolas Uriarte (wybrany MVP meczu) oszukiwał blok, a jeśli to się nie udawało, rozgrywał tak szybko, że rywale nie nadążali za piłką. Kielczanie szybko stracili nadzieję nie tylko na korzystny
wynik, ale i na dotrzymanie kroku PGE Skrze. Żeby w sobotę pokonać Zaksę (o godz. 17.45), trzeba zaprezentować taki poziom od początku.
PGE Skra - Effector Kielce 3:0
Sety: 25:21, 25:19, 25:14
PGE Skra: Uriarte, Tuia, Kłos, Wlazły, Conte, Wrona, Zatorski (libero) oraz Antiga, Maćkowiak, Włodarczyk, Brdjović
Effector: Lipiński, Buchowski, Dryja, Jungiewicz, Poglajen, Polański, Kaczmarek (libero) oraz Bieniek, Staszewski, Romanutti, Wolański, Orczyk
Wyniki pozostałych ćwierćfinałów: Resovia - AZS
Częstochowa 3:0 (25:14, 25:21, 25:17), Jastrzębski Węgiel - Cerrad Czarni Radom 3:1 (25:19, 25:17, 18:25, 25:18), Zaksa Kędzierzyn-Koźle - Indykpol AZS Olsztyn 3:0 (25:12, 25:20, 25:22).