Po spotkaniach w hali Energia bełchatowianie prowadzą 2:0. Brakuje im więc jednego sukcesu, lecz trzecie i ewentualny czwarty mecz zostanie rozegrany w stolicy. Jak zwykle przyjazd PGE Skry wywołuje wielkie zainteresowanie, więc AZS wynajął Torwar, mogący pomieścić ponad 4 tys. ludzi. Zwykle trybuny wypełniały się, a połowa fanów dopingowała gości z Bełchatowa. Tak było w końcówce fazy zasadniczej. Kibice mogli poczuć się rozczarowani, bowiem faworyt rozbił gospodarzy, dając im zdobyć tylko 51 punktów.
W ćwierćfinale było już trudnej, a AZS zdołał wygrać seta w pierwszym pojedynku. Był nawet blisko doprowadzenia do tie-breaku, ale jego marzenia rozwiał znakomicie serwujący Mariusz Wlazły. Kapitan PGE Skry jeszcze lepiej spisał się w rewanżu, bijąc rekord sezonu w liczbie asów. Miał ich aż osiem.
Wówczas bełchatowscy siatkarze swoją nieco słabszą postawę tłumaczyli tym, że po odpadnięciu z europejskich pucharów ich poziom koncentracji trochę się zmniejszył. Teraz też zagrają pierwszy raz po niepowodzeniu, jakim był brak sukcesu w Pucharze Polski. Paweł Zatorski twierdzi jednak, że to już przeszłość i teraz on i jego koledzy skupiają się na spotkaniach z AZS-em Politechniką. - Rywale nie mają nic do stracenia, dlatego będą ryzykować - uważa libero PGE Skry.
A zagrywka to atut warszawskiego zespołu. Większość zawodników potrafi serwować bardzo mocno, co przekłada się na skuteczność w bloku. Pod względem zdobytych nim punktów (247) AZS ustępuje tylko PGE Skrze (290). Drużyna prowadzona przez Jakuba Bednaruka gra na dużym ryzyku w ataku. Więcej błędów od niej w tym sezonie popełnili tylko AZS
Częstochowa i Effector
Kielce.
Porównując jednak pozycje, to na wszystkich bełchatowianie mają zdecydowaną przewagę. Rozgrywający Nicolas Uriarte ustępuje Jurajowi Zatce tylko doświadczeniem, bowiem Słowak jest o trzy lata starszy. Poza tym gracz gospodarzy lepiej blokuje (27 pkt przy 16 Argentyńczyka).
Przyjmujący Facundo Conte i Stephane Antiga są dużo lepszymi siatkarzami od Macieja Pawlińskiego czy Pawła Kaczorowskiego. Jaką przewagę ma Wlazły nad Adrianem Radu Gontariu czy Pawłem Adamajtisem, można było przekonać się dwa tygodnie temu w Bełchatowie. Najmniejsza różnica jest wśród środkowych i na pozycji libero, choć przewaga zawodników też jest widoczna.
Gospodarze mogą więc liczyć przede wszystkim na to, że bełchatowianie ich zlekceważą. Nie wydaje się to możliwe, zwłaszcza że w PGE Skrze traktują rywalizację bardzo poważnie. Drużyna już wczoraj przed południem pojechała do Warszawy, a wieczorem trenowała na Torwarze. W kadrze nie ma kontuzjowanego Daniela Plińskiego. Mimo wcześniejszych nie najlepszych prognoz jest szansa, że doświadczony środkowy jeszcze w tym sezonie zagra. - Być może jeszcze w półfinałach - mówią w klubie.
Początek trzeciego spotkania o godz. 19, a jeśli wygra AZS PW, to kolejne zostanie rozegrane we wtorek. W półfinale już są Resovia i Zaksa, które w niedzielę po raz trzeci pokonały po raz trzeci Effectora Kielce (3:0) i Indykpol AZS
Olsztyn (3:2). Zwycięzca bełchatowsko-warszawskiej rywalizacji trafi zapewne na Jastrzębski Węgiel, który prowadzi z Cerradem Czarnymi
Radom 2:0, lecz decydujące pojedynki rozegra dopiero w weekend.