SIATKÓWKA. W przedmeczowej zapowiedzi Oskar Kaczmarczyk, statystyk reprezentacji Polski, stwierdził, że PGE Skra ma przewagę na każdej pozycji z wyjątkiem libero. Jedynym zagrożeniem mogła być słabsza forma jednej z bełchatowskich gwiazd, czyli Nicolasa Uriarte, Facundo Conte,
Mariusza Wlazłego czy
Michała Winiarskiego. Miał rację, choć nie docenił Ferdinanda Tille, bełchatowskiego libero. Niemiec zagrał znakomicie, świetnie przyjmując zagrywkę i nieźle broniąc, a wartością dodaną było rozgrywanie przez niego akcji w kontrach. Nie wystawiał, lecz rozgrywał, przyspieszając
piłkę. Tille był bohaterem najbardziej spektakularnego zagrania w meczu - w trzecim secie wystawił krótką piłkę do Karola Kłosa z czwartego metra.
To była kwintesencja przewagi bełchatowskiej drużyny, która dopingowana przez 12 tys. fanów, zagrała niemal koncertowo. Oczywiście jest jeszcze kilka rzeczy do poprawienia, jednak trudno się do czegoś przyczepić, bo to, co pokazała, wystarczyło do rozbicia wicelidera.
Asseco Resovia w żadnym z setów nie przekroczyła 20 punktów, a gdyby nie rozluźnienie w końcówkach, to różnica byłaby jeszcze większa.
Wyrównana walka toczyła się tylko do 10 punktów, a później PGE Skra odjeżdżała w błyskawicznym tempie. We wcześniejszych spotkaniach różnicę robiła zagrywka, w której bełchatowska drużyna nie miała sobie równych w kraju. Być może to zmiana hali spowodowała, że mistrzowie Polski serwowali gorzej niż zwykle. Popełnili aż 19 błędów, zdobywając tylko cztery punkty. Stać ich na wiele więcej, co najlepiej pokazuje przykład Wlazłego, który w pierwszym secie popełnił trzy błędy, czyli popsuł wszystkie trzy próby. Później było już lepiej, ale zakończył grę bez asa. Zdarzyło mu się to dopiero drugi raz w tym sezonie.
Jednak nawet bez zagrywki takiej jak choćby w niedawnym spotkaniu z Lotosem Treflem Gdańsk, kiedy po dwóch setach mieli na koncie 14 punktów, dominowali zdecydowanie. Zdecydowały o tym kapitalna postawa Uriarte, a także skuteczność Conte i Wlazłego. Argentyński skrzydłowy tradycyjnie już atakował nie dość, że widowiskowo, to jeszcze skutecznie. Podobnie Wlazły, który im trudniejsza sytuacja, tym pewniej zdobywał punkty. Popełnił dwa błędy - jeden po nie najlepszym rozegraniu, drugi w przedostatniej akcji meczu, kiedy już było wiadomo, że jego drużynie nic się nie może zdarzyć.
Bełchatowianie świetnie przewidywali intencje rywali. Na palcach można policzyć akcje, kiedy zawodnicy z Rzeszowa mogli atakować na pojedynczym bloku. Dziesięciokrotnie zdobyli punkty blokiem, a Asseco Resovia żadnego. Wiele akcji kończyło się wyblokiem, obroną, a kontry zamieniali na punkty Wlazły czy Conte.
Poprzednim razem PGE Skra i Asseco Resovia grały w finale play-off. Od tego czasu niewiele się zmieniło, a jeśli już, to na korzyść mistrzów Polski. Na półmetku bełchatowianie mają już cztery punkty przewagi nad wiceliderem z Rzeszowa.
Siatkarze PGE Skry zostali w
Łodzi do poniedziałku, ponieważ prosto polecieli na mecz Ligi Mistrzów z Hypo Tirolem Innsbruck.
PGE Skra - Asseco Resovia 3:0
Sety: 25:19, 25:20, 25:20.
PGE Skra: Uriarte 3, Conte 15, Wrona 3, Wlazły 13, Winiarski 7, Kłos 12, Tille (libero) oraz Marechal, Brdjović 1, Włodarczyk.
Asseco Resovia: Drzyzga, Penczew 4, Holmes 4, Schöps 9, Buszek 5, Nowakowski 3, Ignaczak (libero) oraz Ivović 1, Tichacek, Konarski 4, Dryja 1, Lotman.