W sobotę w
Berlinie rozpocznie się turniej Final Four. W pierwszym meczu gospodarze BR Volley zagrają z Zenitem Kazań. W drugim - zaplanowanym na godz. 20 - siatkarze PGE Skry
Bełchatów zmierzą się w polskim półfinale z Resovią.
Rozmowa z Tomasem Kmetem, słowackim środkowym BR Volley
Jarosław Bińczyk: Czuć w Berlinie już atmosferę Final Four?
Tomas Kmet: Oczywiście. Nastroje są bojowe, bo to wielkie wydarzenie dla takiego klubu jak nasz.
Zaczynacie turniej od meczu z teoretycznie najsilniejszym przeciwnikiem.
- Tak, Zenit to bardzo mocny zespół, jeden z najlepszych na świecie. Ale nie załamujemy się, bo w domu jesteśmy w stanie z nim powalczyć.
Srecko Lisinac uważa, że pomoże wam świetna atmosfera w hali, porównywalna do tej, jaka jest podczas spotkań w Polsce?
- Atmosfera jest świetna, ale inna niż w Polsce. U was stwarzają ją kibice, a tutaj jest bardziej dyskotekowa z powodu głośnej muzyki. Pomaga nam jednak w grze. Mam nadzieję, że Polacy, których ma tu być wielu, będą nas dopingować, bo przecież wy nie lubicie Rosjan.
Presja wam nie przeszkodzi?
- Nie, bo tutaj nie mówi się, że mamy wygrać Final Four. Jest presja, by dobrze się zaprezentować.
W jakiej jesteście formie?
- Trudno powiedzieć, bo naszym największym problemem jest brak sprawdzianów z silnymi rywalami. W
lidze niemieckiej takich jest mało, dlatego polecieliśmy na sparingi z Arkasem Izmir, a następnie z Modeną i Veroną. Wypadliśmy nieźle, ale to nie to samo co mecz o punkty.
Kto jest faworytem polskiego półfinału?
- Skra to jedna z najsilniejszych drużyn w Europie, ale widziałem w ostatnich meczach, że jest w dołku. Z Resovią graliśmy dwa razy w grupie. Na wyjeździe wygraliśmy 3:0, a u siebie przegraliśmy 2:3. Wszystko zależy od
Mariusza Wlazłego. Jeśli będzie w wysokiej formie, to Skra wygra. Będę jej kibicował, bo tam gra Srecko Lisinac, którego bardzo dobrze wspominam z Berlina.