Już w drugiej kolejce PlusLigi dojdzie do meczu na szczycie, w którym Zaksa Kędzierzyn-Koźle, złoty medalista poprzednich rozgrywek, podejmie
PGE Skrę, trzeci zespół w tabeli. Faworyta trudno wskazać, bo nawet w poprzednim sezonie, tak bardzo zdominowanym przez późniejszego mistrza, bełchatowianie mieli korzystniejszy bilans. U siebie przegrali 2:3 i w takim samym stosunku zwyciężyli na wyjeździe. Trzeci raz drużyny zmierzyły się w finale Pucharu Polski, w którym lepsza była PGE Skra.
Atutem gospodarzy powinien być praktycznie niezmieniony skład. Z podstawowych zawodników z Zaksy odszedł jedynie Jurij Gladyr, który przeniósł się do Bełchatowa. Zastąpił go kadrowicz Mateusz Bieniek. Ukraiński środkowy po raz pierwszy zagra przeciwko swojej byłej drużynie. - Czuję się niewyraźnie, bo przyjadę na stare śmieci - mówi "Wyborczej". - Nie obawiam się przyjęcia przez kibiców, bo nie zrobiłem niczego złego. Przeciwnie, nie mogę się już doczekać przyjęcia - dodaje.
Zaksa zagra jednak mocno osłabiona, bowiem kontuzjowany jest Kevin Tillie, jeden z jej liderów. Francuz wrócił z igrzysk z urazem i przez kilka tygodni musi pauzować. - To bardzo ważny zawodnik od czarnej roboty w przyjęciu. Nie możemy się tym sugerować, bo stać nas na wygrywanie z rywalami w najsilniejszym składzie. A Tillie ma kto zastąpić, choćby Rafał Buszek - zaznacza Gladyr. W pierwszym meczu sezonu, wygranym 3:0 z Espadonem
Szczecin, najskuteczniejsi byli Dawid Konarski (18 pkt) i Łukasz Wiśniewski (14).
PGE Skra też pokazała niezłą dyspozycję i pokonała bez straty seta MKS
Będzin. Nagrodę dla najlepszego zawodnika spotkania otrzymał znajdujący się w znakomitej formie
Mariusz Wlazły. Atutem bełchatowian powinien być wyrównany skład, bo w środę ani na chwilę nie weszli Gladyr, Nikołaj Penczew oraz Bartosz Bednorz.
Zaksa - PGE Skra, niedziela, 14.45 (transmisja w Polsacie
Sport)