PGE GKS po rundzie jesiennej miał okazję zostać niespodzianką sezonu. Drużyna pod wodzą trenera Kamila Kieresia namieszała w rozgrywkach ekstraklasy i dużo wskazywało na to, że bełchatowianie będą walczyli w grupie mistrzowskiej, a nie o utrzymanie. W rundzie wiosennej PGE GKS zaczął jednak zawodzić. W niczym nie przypominał drużyny z jesieni i seryjnie tracił punkty. Także Kiereś nie ukrywał, że stracił kontakt z piłkarzami. Szkoleniowiec postąpił honorowo i choć był najdłużej pracującym szkoleniowcem w jednym klubie ekstraklasy (ponad dwa lata), zdecydował się zrezygnować z prowadzenia zespołu. Jego dymisję przyjęto.
Drużyną tymczasowo opiekował się drugi trener Andrzej Orszulak, a włodarze PGE GKS rozpoczęli poszukiwania nowego szkoleniowca. Wśród
kandydatów był m.in. Dariusz Wdowczyk, jednak ostatecznie zakontraktowano Marka Zuba. Wybór nie był przypadkowy: szkoleniowiec wcześniej przez ostatnie trzy sezony pracował w litewskim Żalgirisie Wilno, z którym na krajowym podwórku wywalczył wszystko, co mógł: wicemistrzostwo oraz dwa mistrzostwa Litwy, puchar oraz superpuchar. Po zdobyciu ostatniego tytułu Zub został nawet trenerem roku na Litwie, ale zdecydował się odejść z Żalgirisu. - Patrząc na warunki do pracy, otoczenie czy zainteresowanie mediów, to pełnego spełnienia nie miałem - powiedział szkoleniowiec w jednym z wywiadów, mając na myśli m.in. problemy z wynajmowaniem boiska na każdy trening lub mecz.
Zub w zespole z Bełchatowa miał za zadanie wprowadzić nową jakość i przede wszystkim utrzymać zespół w ekstraklasie. Był optymistycznie nastawiony do swojej nowej pracy. - Jestem przekonany, że jeżeli w ogóle problemy z odpowiednim nastawieniem psychicznym miały miejsce, to z nich wychodzimy i idziemy razem w dobrym kierunku. Zawodnicy po zmianie trenera patrzą na wszystko inaczej, podchodzą do tego jak do nowego rozdania. Teraz patrzymy więc nie w przeszłość, a w przyszłość - mówił "Wyborczej" po swoim pierwszym tygodniu pracy w PGE GKS.
Weryfikacja nadeszła jednak bardzo szybko i Zub zdał sobie sprawę, że ligi polska i litewska to kompletnie inna bajka. W swoich trzech pierwszych meczach w ekstraklasie przegrał odpowiednio z Lechem
Poznań (1:2), Zawiszą
Bydgoszcz (1:4) oraz Górnikiem Zabrze (0:2). Bełchatowianom następnie udało się zanotować bezbramkowy remis z Jagiellonią Białystok, który miał być odskocznią od porażek. Czar prysł jednak po kolejnej porażce z Cracovią (1:3). PGE GKS pod wodzą Zuba zanotował jeszcze remis z Cracovią w pierwszym meczu grupy o utrzymanie (1:1), a w kolejnych dwóch bełchatowianie z kretesem przegrali z Podbeskidziem (0:2) i Piastem Gliwice (3:6). Bilans pracy Zuba to więc dwa zdobyte punkty w ośmiu meczach, stosunek bramek 7:20 oraz ostatnie miejsce w tabeli.
Zub po żadnym meczów nie przyznał się honorowo do swoich błędów, nie wspominał też o dymisji. Po meczu z Piastem podkreślał wręcz, że klub się pali, ale nie tylko on występuje w roli strażaka, bo to wspólna sprawa drużyny. Tyle że sami piłkarze byli zdziwieni niektórymi metodami motywującymi szkoleniowca, które nie przynosiły żadnych rezultatów. Zub działał więc raczej w pojedynkę. Na szczęście działacze poszli po rozum do głowy i po blamażu w Gliwicach wreszcie podziękowali trenerowi za pracę.
To jednak nie pierwszy raz, kiedy Zub przyczynił się do upadku polskiego klubu, a nie chciał odejść z drużyny. W sezonie 2007/2008 prowadził łódzki Widzew i z 20 meczów wygrał ledwie cztery. Przegrał za to dziewięć, w tym po raz pierwszy od 11 lat niezwykle prestiżowe derbowe spotkanie z ŁKS-em. Został wówczas uznany za jednego z najgorszych trenerów w historii Widzewa. Klub podziękował mu na kilka kolejek przed końcem sezonu i zastąpił go Janusz Wójcik. Mimo to Widzew spadł do I ligi. Gdyby jeszcze sięgnąć dalej pamięcią, Zub zanotował też degradację z czwartoligową Pogonią Grodzisk Mazowiecki (sezon 2002/2003).
Od czwartku drużynę z powrotem ma przejąć Kiereś. Być może to i ośmieszający działaczy ruch, ale może dać swoje owoce. Wybór jest dobry: Kiereś dobrze zna zespół, a poza tym ma duży sentyment do drużyny. W połączeniu z ambicją i walecznością piłkarzy wspólnie mogą uratować ekstraklasę dla Bełchatowa.