Kolejna wiosna jest dla bełchatowskich kibiców koszmarem. Rok temu drużyna przestała grać i zamiast spokojnie grać w górnej ósemce ekstraklasy, z hukiem zleciała do pierwszej ligi. Teraz jest podobnie. Po każdej kolejce PGE GKS jest niżej w tabeli i obecnie jest głównym kandydatem na drugoligowca. O ile jeszcze w pierwszych tegorocznych kolejkach można było mówić o pechu, bo zespół z Bełchatowa nie był gorszy od Zawiszy
Bydgoszcz i GKS
Katowice, to teraz rozdaje punkty na prawo i lewo.
W sobotę przegrał z Miedzią
Legnica, stwarzając praktycznie jedną dobrą okazję. Było to po przerwie, kiedy po akcji Damiana Szymańskiego będący dziesięć metrów od bramki Szymon Stanisławski... przewrócił się. Trudno się jednak spodziewać czegoś innego, skoro w 19 spotkaniach ligowych nie strzelił gola!
Goście wygrali po trafieniu w kuriozalnych okolicznościach. Petr Zapalac wykonywał rzut wolny pod bramką Miedzi; kopał dwukrotnie, za każdym razem w mur. Efektem była kontra, rzut rożny, ogromne zamieszanie i trafienie Tomasza Midzierskiego. PGE GKS zajmuje 14. miejsce, ostatnie bezpieczne. Ale praktycznie jest 15., bo MKS
Kluczbork może dopisać sobie trzy punkty za walkower z Dolcanem Ząbki. Jest więc bardzo źle.
W następnej kolejce PGE GKS zagra na wyjeździe z Wigrami Suwałki.
PGE GKS - Miedź Legnica 0:1 (0:0)
Gol: Midzierski (71.)
PGE GKS: Lenarcik - Witasik, Michalski, Klemenz, Kubań - Rachwał (88. Ploj), Zgarda - Wroński, Szymański (78. Papikjan), Zapalac - Stanisławski (71. Demianiuk)